Trwa ładowanie...
Tomasz Jakubowski
24-12-2015 08:46

Happy Wigilia, Wesoły Christmas i karp towarzysza Minca [Felieton Kalinowskiego]

"Przedświąteczny śledzik nie przyszedł ani z komuną, ani tym bardziej z korpo światem".

Happy Wigilia, Wesoły Christmas i karp towarzysza Minca [Felieton Kalinowskiego]
d26a8od
d26a8od

Kiedyś to były Wigilie! Kiedyś to były obyczaje! Bo kiedyś wszystko było bardziej klawe, akuratne i elegantsze. Tęsknimy, wspominamy i koloryzujemy, narzekając na współczesne nam czasy, a najbardziej na tempo życia, upadek obyczajów i korporacyjne Christmas Party.

Przed wojną nie do pomyślenia! Wymysł kapitalistycznego szatana, któremu grunt przygotowała bezbożna komuna. Ów barbarzyński, obcy nam wynalazek został sprowadzony nad Wisłę podstępem i narzucony nam siłą przez bezwzględnych menedżerów i ich asystentki. Jak ktoś tak mówi, to kituje. W tym miejscu zacytuję sam siebie, przenosząc się w czasie wigilijnego popołudnia roku 1914; „W szynku przy Kercelaku panował tłok, a tempo picia było takie, jakby stłoczeniu tu mężczyźni chcieli pobić jakiś wódczany rekord. Przy stolikach wznoszono szybkie toasty i zagryzano śledziem. Choć oficjalnie na czas wojny wódki nie podawano, to płynęła strumieniem szerokim jak Wisła. Żadne ukazy ani kobiece żale nie mogły zatrzymać pijących na wyścigi mężczyzn. W całej Warszawie spieszono się, bo każdy chciał spełnić miły towarzyski obowiązek i jednocześnie w domu nie oberwać od kobiety ścierką za spóźnienie. Spóźnić się na Wigilię, to popsuć święta, więc robociarze z fabryk oraz handlarze i szemrani z placu uwijali się jak w ukropie.”
Tak napisałem w powieści „Śmierć Frajerom” i nie było to żaden pic na wodę i fotomontaż. Bawiono się zacnie, bo przedświąteczny śledzik nie przyszedł ani z komuną, ani tym bardziej z korpo światem.

Pan Wiesław Wiernicki, kronikarz warszawskich restauracji i knajp w swej znakomitej książce „Warszawa jakiej nie ma” opisuje dawne zwyczaje które jako żywo przypominają swym rozmachem dzisiejsze „wigilie zakładowe”. Ryby, marynowane, smażone i faszerowane, śledzie, liny, jesiotry, szczupaki, sardynki i karpie, a co bogatsi nawet kawior! Do tego kartofle i kapusta z grzybami. I oczywiście wódka lana do mikadek, szczeniaczków i mikadek. Nie oszczędzano się bo był to towarzyski, a skoro towarzyski to święty obowiązek, więc z tego wszystkiego biesiadnicy zaliczając wigilię płynie przechodzili do pierwszego dnia świąt. Mimo, że na kartce z kalendarza nie było jeszcze 25 grudnia, to na stół wjeżdżały wędliny, mięsa i obowiązkowy rosołek. Tak wyglądały ostatnie dni przed świętami, czyli z grubsza tak jak dzisiaj. Jak zapewne Szanowni Państwo zauważyli mało jest o karpiu, dla jednych niepodważalnym królu i majestacie wigilijnego stołu, a dla innych symbolem niewygodnej, mało smacznej i pracochłonnej tradycji. No
właśnie; tradycji! A guzik z pętelką, a nie tradycja. Ani warszawska, ani też staropolska bo… socjalistyczna.

Zdaniem Bartka Wejmana karp na wigilijnych stołach był, ale furory nie robił. Ot ryba, której daleko było klasą i do zapomnianych szczupaków. Sprawa była prosta; za PRL-u nie było nic, więc ratowano się świątecznym wysypem karpi, które pochodziły z państwowych stawów hodowlanych. Towarzysz Hilary Minc, który nie tylko wygrał bitwę o handel (czytaj; zniszczył kupców i prywatne sklepy), zmienił także kulinarne gusta Polaków skuteczniej niż Magda Gessler. Hasło „karp na każdym wigilijnym stole”, realizowane było z socjalistycznym rozmachem i siermiężnością. Pamiątką po nim jest nie tylko pierwszoplanowa obecność tej ryby na stole, ale także sprzedawanie jej żywcem i ubijanie w domach. To nie dla smaku, to nie z tradycji, lecz z komunistycznej niemożności! Ryby przywożono żywe wprost na ulice i do zakładów pracy, a klient dalej radził sobie sam. Ciekawe, że innym stałym elementem były cytrusy. Tak jak hodowano karpie by „rzucić” je na wigilijne stoły, tak samo tylko od święta pojawiały się w sklepach cytrusy. W
sklepach i w zakładowych paczkach, jako rarytas dostępny tylko na Boże Narodzenie.

Dzisiaj tych problemów nie mamy. Są nowe. Mamy emancypację, feminizm i „dżender” więc nie tylko panowie, ale także i panie mają czasem kłopoty z punktualnym powrotem z przedświątecznych imprez.

d26a8od

Życzę Szanownemu Państwu wesołych i rodzinnych Świąt (z „tradycyjnym” karpiem lub bez niego), oraz miłej rodzinnej atmosfery.

Wyjaśnienie - w warszawskiej gwarze kieliszki do wódki to mikadki i małpki - 25 ml, szczeniaczki – 50 ml oraz angielki lub literatki 100 ml.

Grzegorz Kalinowski.

PS. Jeśli Państwa Szanownych weźmie jeszcze między robieniem makowca, a gotowaniem bigosu na czytanie o tym jak to w naszej kochanej Warszawie kiedyś bywało, to polecam zaaplikowanie sobie paru pozycji:
- Wiesław Wiernicki „Warszawa jakiej nie ma”.
- Bartek Wejman „Jak komuniści wprowadzili karpia na wigilijny stół”

d26a8od
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d26a8od